wtorek, 5 stycznia 2010

Kanadyjczycy nie łosie, podpalaczy mają

Historia końca rodzinnego interesu braci Magno jest dowodem na to, że życie mogłoby nie raz otrzymać oskara za najlepszy scenariusz filmowy. Rozpoczyna się ona w wigilijny wieczór roku 2001. Rodzina Magno wraz z przyjaciółmi ucztuje przy wspólnym stole. Zasiada przy nim John Magno, 44-letni biznesmen, żonaty, który wraz z dwójką braci prowadzi skład budowlany w Toronto przy ulicy Danforth. Jest z nim także jego bliski przyjaciel, Adrian Roks. On to, tuż przed godziną 1 w nocy, odbiera telefon. Po krótkiej rozmowie informuje on Magno, że jego skład budowlany stoi w ogniu. Bracia oraz Roks wsiadają do samochodu i jadą na miejsce pożaru.

Tuż po tym jak skład stanął w płomieniach, w jednym z pobliskich mieszkań rozlega się pukanie. Drzwi otwierają się, stoi w nich poparzony mężczyzna, błagający o pomoc. Po odwiezieniu do szpitala traci przytomność i zapada w śpiączkę. Później, okaże się, że tym mężczyzną jest Sam Paskalis, znajomy Johna Magno i Adriana Roks'a.

Na miejscu pojawia się około 170 strażaków, ewakuowanych zostaje kilkadziesiąt pobliskich domów. Walka z ogniem trwa przez całą noc, kończy się około godziny 9 rano. (Nie zostaje zrobionych wiele podniosłych fotek, gloryfikujących ciężką pracę strażaków gdyż to nie stany). W tym samym czasie, policjanci rozmawiają z braćmi, pytają czy mają wrogów, czy podejrzewają kogoś o podpalenie.

Prowadzone jest śledztwo. Po dwóch tygodniach, w piwnicy spalonego budynku odnaleziono ciało. Był to 22-letni Tony Jarcevic. Podejrzewano, że popełnił on szkolny błąd wielu podpalaczy – użył zbyt dużej ilości materiału palnego. W trakcie śledztwa ustalono, że na dwa miesiące przed pożarem, bracia Magno podnieśli wartość ubezpieczenia składu do 3,5 mln dolarów. Ponadto, na dzień przed pożarem, z składu wywieziono część materiałów, głównie urządzeń elektronicznych. Wieczorem, w dniu pożaru, świadkowie zeznali, że widzieli dwie ciężarówki stojące na parkingu na tyłach składu. Zauważono ten fakt, gdyż jedna z osób wynosząca sprzęt z magazynu upuściła kasę sklepową, aplikując okolicy całkiem sporą dawkę hałasu.

Adrian Roks zdecydował się jeszcze w 2001 wyznać śledczym wszystko co wie w sprawie, zamian za nietykalność. Zeznał, że Sam Paskalis miał otrzymać 100 tysięcy, a Jarcevic 20 tysięcy dolarów za podłożenie ognia pod skład, od jego właściciela Johna Magno. Podpalenia miano dokonać w celu wyłudzenia pieniędzy z ubezpieczenia. Stwierdził również, że o całym planie dyskutowano na przyjęciu bożonarodzeniowym. Powiedział detektywom, że był on osobą do której bezpośrednio po podłożeniu ognia Paskalis zadzwonił, martwiąc się, że Jarcevic mógł zginąć w płomieniach. Naciskany o wskazanie swojej roli w całej sprawie, stwierdził że nie ma on z nią nic wspólnego, a o wszystkim wie, gdyż są w nią zaangażowani jego przyjaciele. Prowadzący śledztwo detektyw Mario DiTomasso nie dał wiary jego słowom, ugoda została zerwana a Roks oskarżony o morderstwo drugiego stopnia.

Po 7 miesiącach od wybuchu pożaru z śpiączki budzi się Sam Paskalis. On również wpada na pomysł opowiedzenia detektywom o tym, co wie na temat sprawy. Zdecydowano się nie przedstawić mu zarzutu nieumyślnego spowodowania śmierci i podpalenia, skazano go na 7 lat pozbawienia wolności.

John Magno został oskarżony w 2002 roku o morderstwo drugiego stopnia, w oparciu o przepis artykułu 229c, dający taką sposobność w przypadku jeśli osoba, dla celu niezgodnego z prawem, dokonuje działania, o którym wie, lub powinna wiedzieć, że może być przyczyną śmierci, oraz skutkiem którego w rezultacie jest śmierć. Fakt, że dana osoba nie chce, aby skutkiem jego działań była śmierć lub kalectwo drugiej osoby nie jest istotny. Jest to przepis rzadko stosowany przez kanadyjski wymiar sprawiedliwości, rozszerza on definicje słowa zabójstwo ponad zwykle ustalone standardy, niemniej uważam go za dobre posuniecie legislacyjne. Kończąc wypada stwierdzić, że proces Johna Magno przeciągał się niemiłosiernie, ostatnim znanym mi terminem rozpoczęcia go była jesień roku 2009.

Przydatne linki:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz