Każda osoba, która kiedykolwiek miała najmniejszy kontakt z kryminalistyką słyszała o tzw. "Efekcie CSI". Jednak badania empiryczne przeczą, przynajmniej po części, jego istnieniu.
To pojęcie nie jest nowe, pojawiło się co najmniej sześć lat temu, wraz ze wzrostem popularności seriali z serii "CSI:Tu wpisz wybrane miasto w Stanach". Dziennikarze, prawnicy i sędziowie rozpisywali się od tego czasu o tzw. "Efekcie CSI", który implikował, że oglądanie seriali kryminalnych wpływa na wymagania potencjalnych ławników wobec przedstawianych dowodów. Widzowie popularnych CSIów mieli oczekiwać w każdej sprawie, nawet najbardziej błahej, twardych dowodów naukowych (najlepiej badań DNA).
Jednak okazuje się, że nie wszystko jest tak oczywiste jak się wydawało, a widzowie seriali nie w tak dużym stopniu opierają swoje wyrokowanie na badaniach naukowych. Rzeczywiście, osoby regularnie włączające np. "CSI: Miami" będą wymagały przedstawienia dowodów naukowych w poszczególnych sprawach niż nie-oglądacze, jednak nie koniecznie będą to badania DNA. Wydaje się, że zdając sobie sprawę ze specyfiki przestępstw dostosowują do nich dostępne dowody.
Ciekawym natomiast wynikiem przeprowadzonych badań jest fakt, że potrzeby ławników związane z potrzebą "zobaczenia" w konkretnej sprawie dowodów naukowych nie przekładają się na wyrokowanie o winie lub niewinności oskarżonego. W wielu przypadkach ci sami sędziowie oprą się chętniej na zeznaniach świadków niż na przedstawionych badaniach (jedynym wyjątkiem jest w tym przypadku sprawa gwałtu, w której zawsze najwięcej znaczenia przykłada się do badań DNA).
Całe badanie:
“A Study of Juror Expectations and Demands Concerning Scientific Evidence: Does the ‘CSI Effect’ Exist?,” Vanderbilt Journal of Entertainment and Technology Law 9 (2) (2006): 331–368
poniedziałek, 24 października 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)